Ariana | Blogger | X X X X

11 lipca 2017

,,Kwiaty'' - wiersz


Cześć Wam!

 Chciałabym się z Wami podzielić moim kolejnym wierszem. Tym razem chciałabym Wam powiedzieć co myślałam pisząc go. 





Nie każdy kwiat to niezapominajka.

Nie każdy kwiat to róża, czy bez.

Ale ważne, że jest.

Bo bez kwiatów nie ma życia.

I nie widzę, co do tego więcej pytań.

Otóż, każdy z nas jest zupełnie innym kwiatem. Czasem te kwiaty są ze sobą spokrewnione gatunkiem. Tak jak ludzie więzami krwi. Ale nie każdy człowiek  jest nie wiem jak sławny czy bogaty, jak ja na przykład. Ale po co się tym martwić? Przecież ludzi już nie zaskakują, róże czy tulipany, ale niezwykłe, egzotyczne. Bo na nie najbardziej zwracamy uwagę. Mam nadzieję, że i Wy będziecie takimi kwiatami. A więc ,, Nie widzę, co do tego więcej pytań''

                                                                                                                                          Mimi

1

11 lipca 2017

,,Przygoda małej Luny''- opowiadanie



 Hejka wszystkim!

 Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami pewnym opowiadaniem. Głównymi bohaterami są Maks i Ewa.  Maksymilian jest zachłanny i zawsze dostaje to czego chce. Ewa natomiast marzy o zwierzaku, którym mogłaby się opiekować. Zobaczcie jak potoczą się ich losy😃


     W pewne czerwcowe popołudnie Maks siedział z kolegami na ławce w parku. Czekali na Bartka, który jak zwykle się spóźniał. Kilka minut później zobaczyli go jak wchodzi przez bramę do parku. Ku ich zdziwieniu, koło jego nogi toczyła się mała, szara kuleczka. Kiedy podszedł bliżej nikt już nie miał wątpliwości był to szczeniak haskiego. Miał śliczne małe oczka i malutki nosek, którym obwąchiwał wszystko naokoło. A ten jego ogonek, był taki puszysty. Wydawać by się mogło, że nigdy nie przestanie nim machać. Chłopcy doskoczyli do pieska i zaczęli go głaskać, kazać podawać łapkę i rozdawali mu, co tylko znaleźli jadalnego w kieszeniach. Tylko Bartek stał dumnie z wypiętą piersią i z góry nadzorował czułości kolegów, oraz co chwilę odpowiadał na pojedyncze pytania. Maks stał z tyłu z założonymi rękami. On bardziej zasługiwał na takiego psa. Chociaż Bartłomiej przez cały rok trajkotał tylko o tym, że musi mieć stypendium, bo inaczej nie dostanie psa, to Maks, jedynak i oczko w głowie rodziców, uważał inaczej.
     Maks wbiegł do domu jak wiatr wywalił stojak na parasol, rzucił deskę, buty cisnął o kredens i wbiegł na górę do gabinetu mamy. Jego rodzicielka, pani Kostrzewska, pracowała w domu i była właściwie na każde skinienie syna, który już się do takiego podziału przyzwyczaił. Nawet, kiedy mama rozmawiała w ważnej służbowej sprawie on i tak, bez większej pokory, wskakiwał do pokoju i głośno domagał się swoich racji. Tak też było i tym razem.
- Mamo chce psa! - Wpadł krzycząc ile tchu w płucach.
- Psa?- Zapytała z lekkim nie dowierzeniem pani Kostrzewska. Była przyzwyczajona do wahań nastroju i zachcianek syna, ale czegoś takiego jeszcze nie słyszała. Maksymilian i pies. To było coś niewyobrażalnego. Ostatnio w jego pokoju znalazło się mnóstwo nowych rzeczy, niektóre leżą już dwa tygodnie nierozpakowane, a inne są już zepsute. A psa nie da się ani zepsuć, ani nie rozpakować.
      Mały konflikt dotyczący nowego, czworonożnego członka rodziny, przemienił się w prawdziwą wojnę domową. Maks nie rozmawiał prawie z rodzicami. Kiedy już się odzywał podnosił głos do 90 decybeli. Nie można było się z nim dogadać. Każda próba porozumienia kończyła się krzykiem. W końcu rodzice zmiękli i obiecali pieska. Najpierw chcieli zaadoptować jakiegoś bezdomnego, ale kiedy chłopiec się o tym dowiedział wpadł w histerie:
- Nie chce żadnego brudnego kundla! Chce haskiego syberyjskiego. Takiego, jakiego ma Bartek!- Oczywiście rodzice się zgodzili i po tygodniu do ich domu wprowadził się mały szczeniaczek.
         Pierwsze dwa tygodnie były jak w raju. Maks solidnie opiekował się pieskiem, nazwanym Sonią. Był nim tak zajęty, że kompletnie nie zwracał uwagi na nic innego. Co za tym idzie nie marudził o zakup jakiegoś nowego sprzętu, czy gry. Rodzice i ich portfele nareszcie trochę odpoczęli.
        Jednak to, co piękne zwykle się kończy. W Maksie znowu zaczęła się budzić jego zachłanna natura. Po jego cudownym, uzdrowieniu’’ spowodowanym opieką nad Sonią, wszystko się skończyło. Piesek zaczął być zaniedbywany. Jego młody właściciel coraz częściej spotykał się z kolegami i wcale nie przejmował się czy jego pupil ma wodę, pełną miskę i czy nie potrzeba z nim wyjść na dwór. W końcu pani Kostrzewska zaczęła interweniować.
- Maks sam chciałeś tego pieska. Teraz wyjdź z nim na dwór- chłopiec z niechęcią wyszedł z domu oderwany od gry komputerowej. A może go tu zostawię nie będzie z nim problemu’’ pomyślał odpinając mu smycz i rzucając na trawnik przed blokiem i już chciał wracać do domu, ale zamyślił się, Pewnie za mnę pobiegnie. Rzucę mu patyk i ucieknę’’ Jak pomyślał tak zrobił.
   Pół godzinki potem pod tym samym blokiem przechodziła Ewa. Miała zamiar iść kupić sobie lody i nowy numer jej ukochanego pisemka. Nagle zobaczyła szczeniaczka, który na jej widok zaczął radośnie machał ogonkiem. Był taki słodki. Kiedy przy nim ukucnęła, wskoczył jej na kolana przednimi łapkami. Pogłaskała jego główkę. Był taki milusi w dotyku. On odwzajemnił się jej, liżąc jej policzek.
- Ojej, ty łobuzie!- Zaśmiała się, wycierając sobie policzek ręką. Nagle zauważyła smycz rzuconą pod blokiem. Delikatnie zdjęła haskiego i przyczepiła mu do obroży.
- Ty chyba jesteś od Kostrzewskich. Słyszałam, że sobie kupili szczeniaka haskiego syberyjskiego. Muszę cię odnieść – zadzwoniła do ich domu. Nikt nie odebrał. Spojrzała na szczeniaka, który próbował złapać swój ogonek. Uśmiechnęła się. Spojrzała na zwykłe miejsce parkingowe potencjalnych właścicieli malucha. Było puste.
Pewnie gdzieś pojechali-rozmyślała na głos- No, więc będę musiała się tobą zająć. Muszę ci kupić coś do jedzenia. 
       Maluch rzeczywiście był głodny. Zjadł całą paczuszkę chrupek, które na potrzeby szczenięcia zakupiła Ewa, wydając tym całe swoje kieszonkowe, przeznaczone na gazetę. Nie martwiła się tym. Pożyczy później od koleżanki ten numer.
          Mama Ewy nie była zbyt zadowolona na widok zwierzaczka. Jednak, kiedy dowiedziała się, że sunia jest u nich tylko dopóki państwo Kostrzewscy nie wrócą, uspokoiła się i nawet pogłaskała psinę.
      Wieczór zleciał szybko, a samochód właścicieli psa się nie pojawił. Ewa bardzo się cieszyła, że może się jeszcze trochę z nim pobawić. Nazwała małą Luna i do końca dnia bawiła się z nią na podwórku. Niestety jej mama chciała już oddać psinkę. Zadzwoniła do jej właścicieli. W słuchawce odezwała się pani Kostrzewska;
- Słucham?
- Dzień dobry. Z tej strony Mariola Lewicka. Moja córka Ewa znalazła na podwórku pańskiego psa i..
- Naszego psa? Synu chodź no tu – w słuchawce zaszumiało i po chwili pani Kostrzewska zaczęła wyjaśniać, że syn zachował się nieodpowiedzialnie i zostawił psa na podwórzu. A ona myślała, że oddał go koledze. Poprosiła, aby pani Lewicka zajęła się jeszcze trochę szczeniaczkiem, oni powinni wrócić jutro popołudniu. Wtedy zabiorą pieska i najprawdopodobniej oddadzą do schroniska.
           Noc, poranek i popołudnie minęło dosyć szybko. Ewa spędziła cały ten czas na zabawie z psiaczkiem. Kiedy nadeszło popołudnie Ewelina poszła do mamy i razem zadecydowały, że Luna zostanie u nich.
                Po przyjeździe państwa Kostrzewskich wraz z Maksem, którego teraz interesował tylko jego nowy tablet, uzgodnili z panią Lewicką, że psiak zostanie u nich.

         Tak Luna zyskała kochający dom i wspaniałą panią, która się o nią troszczyła.

                                                                                                                                               Mimi

0