Hejka wszystkim!
Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami pewnym opowiadaniem. Głównymi bohaterami są Maks i Ewa. Maksymilian jest zachłanny i zawsze dostaje to czego chce. Ewa natomiast marzy o zwierzaku, którym mogłaby się opiekować. Zobaczcie jak potoczą się ich losy😃
W pewne czerwcowe
popołudnie Maks siedział z kolegami na ławce w parku. Czekali na Bartka, który
jak zwykle się spóźniał. Kilka minut później zobaczyli go jak wchodzi przez
bramę do parku. Ku ich zdziwieniu, koło jego nogi toczyła się mała, szara kuleczka.
Kiedy podszedł bliżej nikt już nie miał wątpliwości był to szczeniak haskiego.
Miał śliczne małe oczka i malutki nosek, którym obwąchiwał wszystko naokoło. A
ten jego ogonek, był taki puszysty. Wydawać by się mogło, że nigdy nie
przestanie nim machać. Chłopcy doskoczyli do pieska i zaczęli go głaskać, kazać
podawać łapkę i rozdawali mu, co tylko znaleźli jadalnego w kieszeniach. Tylko
Bartek stał dumnie z wypiętą piersią i z góry nadzorował czułości kolegów, oraz
co chwilę odpowiadał na pojedyncze pytania. Maks stał z tyłu z założonymi
rękami. On bardziej zasługiwał na takiego psa. Chociaż Bartłomiej przez cały
rok trajkotał tylko o tym, że musi mieć stypendium, bo inaczej nie dostanie
psa, to Maks, jedynak i oczko w głowie rodziców, uważał inaczej.
Maks wbiegł do domu jak wiatr wywalił stojak
na parasol, rzucił deskę, buty cisnął o kredens i wbiegł na górę do gabinetu
mamy. Jego rodzicielka, pani Kostrzewska, pracowała w domu i była właściwie na
każde skinienie syna, który już się do takiego podziału przyzwyczaił. Nawet,
kiedy mama rozmawiała w ważnej służbowej sprawie on i tak, bez większej pokory,
wskakiwał do pokoju i głośno domagał się swoich racji. Tak też było i tym
razem.
- Mamo chce psa! - Wpadł krzycząc ile tchu w płucach.
- Psa?- Zapytała z lekkim nie dowierzeniem pani Kostrzewska.
Była przyzwyczajona do wahań nastroju i zachcianek syna, ale czegoś takiego
jeszcze nie słyszała. Maksymilian i pies. To było coś niewyobrażalnego.
Ostatnio w jego pokoju znalazło się mnóstwo nowych rzeczy, niektóre leżą już
dwa tygodnie nierozpakowane, a inne są już zepsute. A psa nie da się ani
zepsuć, ani nie rozpakować.
Mały konflikt
dotyczący nowego, czworonożnego członka rodziny, przemienił się w prawdziwą
wojnę domową. Maks nie rozmawiał prawie z rodzicami. Kiedy już się odzywał
podnosił głos do 90 decybeli. Nie można było się z nim dogadać. Każda próba
porozumienia kończyła się krzykiem. W końcu rodzice zmiękli i obiecali pieska.
Najpierw chcieli zaadoptować jakiegoś bezdomnego, ale kiedy chłopiec się o tym
dowiedział wpadł w histerie:
- Nie chce żadnego brudnego kundla! Chce haskiego
syberyjskiego. Takiego, jakiego ma Bartek!- Oczywiście rodzice się zgodzili i
po tygodniu do ich domu wprowadził się mały szczeniaczek.
Pierwsze dwa
tygodnie były jak w raju. Maks solidnie opiekował się pieskiem, nazwanym Sonią.
Był nim tak zajęty, że kompletnie nie zwracał uwagi na nic innego. Co za tym
idzie nie marudził o zakup jakiegoś nowego sprzętu, czy gry. Rodzice i ich
portfele nareszcie trochę odpoczęli.
Jednak to, co
piękne zwykle się kończy. W Maksie znowu zaczęła się budzić jego zachłanna
natura. Po jego cudownym, uzdrowieniu’’ spowodowanym opieką nad Sonią, wszystko
się skończyło. Piesek zaczął być zaniedbywany. Jego młody właściciel coraz częściej
spotykał się z kolegami i wcale nie przejmował się czy jego pupil ma wodę,
pełną miskę i czy nie potrzeba z nim wyjść na dwór. W końcu pani Kostrzewska
zaczęła interweniować.
- Maks sam chciałeś tego pieska. Teraz wyjdź z nim na dwór-
chłopiec z niechęcią wyszedł z domu oderwany od gry komputerowej. A może go tu
zostawię nie będzie z nim problemu’’ pomyślał odpinając mu smycz i rzucając na
trawnik przed blokiem i już chciał wracać do domu, ale zamyślił się, Pewnie za
mnę pobiegnie. Rzucę mu patyk i ucieknę’’ Jak pomyślał tak zrobił.
Pół godzinki potem
pod tym samym blokiem przechodziła Ewa. Miała zamiar iść kupić sobie lody i
nowy numer jej ukochanego pisemka. Nagle zobaczyła szczeniaczka, który na jej
widok zaczął radośnie machał ogonkiem. Był taki słodki. Kiedy przy nim
ukucnęła, wskoczył jej na kolana przednimi łapkami. Pogłaskała jego główkę. Był
taki milusi w dotyku. On odwzajemnił się jej, liżąc jej policzek.
- Ojej, ty łobuzie!- Zaśmiała się, wycierając sobie policzek
ręką. Nagle zauważyła smycz rzuconą pod blokiem. Delikatnie zdjęła haskiego i
przyczepiła mu do obroży.
- Ty chyba jesteś od Kostrzewskich. Słyszałam, że sobie
kupili szczeniaka haskiego syberyjskiego. Muszę cię odnieść – zadzwoniła do ich
domu. Nikt nie odebrał. Spojrzała na szczeniaka, który próbował złapać swój
ogonek. Uśmiechnęła się. Spojrzała na zwykłe miejsce parkingowe potencjalnych
właścicieli malucha. Było puste.
Pewnie gdzieś pojechali-rozmyślała na głos- No, więc będę
musiała się tobą zająć. Muszę ci kupić coś do jedzenia.
Maluch
rzeczywiście był głodny. Zjadł całą paczuszkę chrupek, które na potrzeby
szczenięcia zakupiła Ewa, wydając tym całe swoje kieszonkowe, przeznaczone na
gazetę. Nie martwiła się tym. Pożyczy później od koleżanki ten numer.
Mama Ewy nie
była zbyt zadowolona na widok zwierzaczka. Jednak, kiedy dowiedziała się, że
sunia jest u nich tylko dopóki państwo Kostrzewscy nie wrócą, uspokoiła się i
nawet pogłaskała psinę.
Wieczór
zleciał szybko, a samochód właścicieli psa się nie pojawił. Ewa bardzo się
cieszyła, że może się jeszcze trochę z nim pobawić. Nazwała małą Luna i do
końca dnia bawiła się z nią na podwórku. Niestety jej mama chciała już oddać
psinkę. Zadzwoniła do jej właścicieli. W słuchawce odezwała się pani
Kostrzewska;
- Słucham?
- Dzień dobry. Z tej strony Mariola Lewicka. Moja córka Ewa
znalazła na podwórku pańskiego psa i..
- Naszego psa? Synu chodź no tu – w słuchawce zaszumiało i po
chwili pani Kostrzewska zaczęła wyjaśniać, że syn zachował się
nieodpowiedzialnie i zostawił psa na podwórzu. A ona myślała, że oddał go
koledze. Poprosiła, aby pani Lewicka zajęła się jeszcze trochę szczeniaczkiem,
oni powinni wrócić jutro popołudniu. Wtedy zabiorą pieska i najprawdopodobniej
oddadzą do schroniska.
Noc, poranek i popołudnie minęło dosyć szybko.
Ewa spędziła cały ten czas na zabawie z psiaczkiem. Kiedy nadeszło popołudnie
Ewelina poszła do mamy i razem zadecydowały, że Luna zostanie u nich.
Po
przyjeździe państwa Kostrzewskich wraz z Maksem, którego teraz interesował
tylko jego nowy tablet, uzgodnili z panią Lewicką, że psiak zostanie u nich.
Tak Luna
zyskała kochający dom i wspaniałą panią, która się o nią troszczyła.
Mimi