Miałem chłopca. Na imię mu Ethan. Ja też miałem imię. Nazywałem się Beiley, Beiley, Beiley, Beiley.Tak zdanie wywołało uśmiech na moich ustach podczas oglądania bardzo popularnego filmu Był sobie pies. Na pewno większość z Was o nim słyszała. Jest to film pełnometrażowy na podstawie książki W. Bruece’a Camerona.
Książka narodziła się, gdy wraz ze swoją zrozpaczoną po śmierci pupila dziewczyną, jechali wzdłuż kalifornijskiego wybrzeża autostradą 101, a on przeżywał mocno jej cierpienie. I nagle wpadł na pomysł opowieści o psie, który nie umiera, ale rodzi się na nowo w kolejnych wcieleniach i próbuje zrozumieć, jaki jest cel i sens istnienia.’
Opowiada sam Cameron.
Książka okazała się bestsellerem w 2010 roku, a właściciele zwierząt i nie tylko, pokochali ją za to, że chociaż przez chwile mogli dowiedzieć się jak wygląda świat oczami psa. A raczej czterech psów, ponieważ Beiley wciąż się rodził się na nowo, ale w innych wcieleniach. Można powiedzieć, że przeżył wszystko, co mogło spotkać psa. Najpierw był typowym bezdomnym szczeniaczkiem, potem znalazł kochający dom i rodziną, miał szanse uratować komuś życie, robił za maskotkę dziecięcą oraz był zaniedbywanym przez właścicieli kundlem, aż w końcu powrócił do swojego starego życia u boku swojego pierwszego pana.
Tak, to jest w wielkim skrócie streszczenie filmu, ale najważniejsze w nim są pytania, jakie stawiał sobie pies na początku każdego życia oraz odpowiedzi, które dostawał od siebie na ich końcu. Ludzie, których spotykał i którym pomagał oraz zwierzęta, z którymi się przyjaźnił. W całym filmie występuje mnóstwo śmiesznych sytuacji, których my ludzie nie dostrzegamy, ponieważ patrzymy na nie z innego punktu. Możemy zauważyć tam także liczne emocje towarzyszące psu, który wie, kiedy dzieje się z nami coś złego. Czasem Nasz czworonożny przyjaciel nie wie, dlaczego w jego świecie zachodzą jakieś zmiany, dlaczego nagle zmienia właściciela, bądź, po co mu obroża, albo,
dlaczego cały świat nie może pachnieć kozą?
Bardzo podobał mi się drobny szczegół, a mianowicie próba złapania ogona przez Bailey. To był znak rozpoznawczy tego psa. Wiedział, że to rozśmiesza ludzi. W swoim trzecim wcieleniu, jako corgi Tino, nie posiada ogona, mimo to w smutnych chwilach rozśmiesza swoją właścicielkę kręceniem się dookoła osi, tak jak wtedy, kiedy jeszcze miał swój mały skarb. Jednak, kiedy powraca do Ethana po wielu latach to właśnie dzięki temu i nietypowemu łapaniu piłki, zostaje rozpoznany.
Film bardzo mi się spodobał i sama chciałabym się przekonać, o czym myślą moje pieski.