Ostatnio na blogu było o pewnym lisie, lecz dzisiaj będzie o
pewnym psie. Ten post będzie troszkę inny niż wszystkie, ponieważ dziś
wyjątkowo piszę o filmie. Osobiście wolę książki od telewizji, ale niestety są książki,
które nigdy nie doczekają się ekranizacji oraz filmy, których treści nie można
znaleźć na papierze.
Szajbus i pingwiny – nazwa wskazuje raczej na animacje dla
dzieci w wieku 5-10 lat. Ale uważam, że jest to film dla każdego. Opowiada o
perypetiach zwariowanego psa i jego właściciela, wdowca i hodowcy kurczaków. Jego córka pracuje w rezerwacie dla pingwinów.
Niestety, ich liczba ciągle spada. Pewnego dnia stary farmer odnajduje małego,
okaleczonego pingwinka. Postanawia go przygarnąć i przypadkiem zauważa, iż jego
pies, który nie wykazywał większego zainteresowania kurami, jest wprost
stworzony do pilnowania pingwinów.
Kilka dni później, po karkołomnych przygotowaniach Szajbusa
do wcielenia się w role pingwiniego stróża, wraz ze swoją wnuczką dokonują
rzeczy niemożliwej jak dotąd dla pracowników rezerwatu – podczas nocy nie
zaginął żaden ptak we fraku. Pies pilnuje je przez kilka następnych nocy,
niestety wskutek oszustwa zostaje uśpiony. Na szczęście jego pan zapobiegł
śmierci pupila. Wraz z nim, swoją córką, wnuczką i niepoczytalnym przez pechowy
wystrzał kolegą, odnajdują prawdziwego winowajcę.
Historia oparta jest na prawdziwych faktach. Szajbus pokazuje
nam, że nie warto oceniać książki po okładce. Opowieść przypomina nam jak ważne
jest to, abyśmy ratowali środowisko puki jest na to czas.