Czasem człowiekowi do głowy przychodzą różne myśli. Często są spontaniczne i nie wiadomo jak przyszły nam do głowy, ani w jakim celu.
Najczęściej są to plany na to, co zrobimy teraz, czy pójdziemy w prawo, czy w lewo. Prawie zawsze są mylne. Musimy przejść jeszcze raz całą ścieżkę i zakręcić w inną stronę. Lecz nie zawsze się da. Jedynym wyjściem jest przemierzenie reszty drogi. Nawarzyliśmy sobie piwa, to teraz musimy je wypić. Dopiero wtedy możemy wybrać nową ścieżkę. Ale czasem, kiedy już wejdziemy w złą ścieżkę, okazuje się, że to koniec naszej podróży.
Jednak są ludzi, którzy rozmyślają nad wyborem ścieżki przez długi czas. Często wcale nie o to czy pójdą w lewo, czy w prawo. Zastanawiają się czy chcą iść dalej czy nie.
Właśnie takimi dwoma typami ludzi są Violet i Theodor. Ona stanęła na wieży dzwonnicy. Tak po prostu stanęła na wysokości sześciu pięter nad ziemią. Pomyślała i zrobiła. W jednym momencie chciała skoczyć i pozbawić się życia. A on? On rozmyślał nad tym całymi nocami. Myślał o końcu swojego życia, o wyroku, jaki na sobie wykona. Zastanawiał się nad różnymi sposobami, ale wybrał ten. Ale nagle coś go powstrzymało. Czy to po prostu kwestia małej tragiczności sytuacji przy śmierci dwóch nastolatków w tym samym miejscu i czasie. W dodatku jego śmiercią nikt by się nie przejął, przecież był wariatem Finchem, a ona zasiadała przy stoliku dla szkolnej elity, miała własną stronę w Internecie, kręciło się wokół niej mnóstwo ludzi. A może nabrał nowego spojrzenia na świat, kiedy spojrzał na Violet. Ona miała przed sobą wielką karierę, on musiał ją uratować i to zrobił. Nie ważne, co za tym stało. Finch ją uratował.
Mimo, że po całym zajściu uznano Violet za bohaterkę to i tak coś między nimi zostało.
Najpierw Violet zbywała Theodora, ale kiedy musieli zrobić wspólny projekt, dzielenie razem czasu było nieuniknione. Ich praca polegała na zwiedzeniu kilku ciekawych miejsc w Indianie i napisanie o nich referatu. Dodatkowo mieli kręcić filmy, robić zdjęcia i zbierać pamiątki. A według planu Fintha musieli zabrać z tego miejsca jakąś rzecz i zostawić coś po sobie.
Po pewnym czasie zakochują się w sobie. Tylko przy UltraViolet Finth może być sobą. Jest wesoły, odważny i uśmiechnięty. A ona przestaje odliczać dni do końca szkoły i cieszy się każdą chwilą spędzoną razem.
Niestety, w jednym momencie cały świat Fintha się sypie, a Violet musi pozbierać jego szczątki.
Książka nawet mi się podobała. Niestety niektóre wątki pozostaną dla mnie tajemnicą. Na przykład, dlaczego koniec był taki, jaki był. Przecież oprócz małej kłótni nic wielkiego się nie wydarzyło, nawet ich życie zaczęło się powoli układać. A tu nagle trach… i koniec. Po za tym, wydaje mi się, że czasem wiało nudą i pomijałam akapity, do których i tak potem wracałam przez wyrzuty sumienia. A za to następny rozdział przepełniony był akcją.
Polecam tą książkę, ponieważ porusza ważne tematy. Czytając Od Autorki, (który wiele osób pomija wraz z podziękowaniami) można dostrzec, że inspiracją do książki był były chłopak autorki, który popełnił samobójstwo.
Pani Jennifer wybrała niełatwy temat. Ale myślę, że sprostała wyzwaniu.
Za dwa tygodnie znów polecimy, może na chiński obiad. Przy Tobie czuję się szczęśliwy. Przy Tobie się uśmiecham.
OCENA 7/10
Autor: Jennifer Niven
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ulubiony bohater: Brenda